Jak to się zaczęło − czyli dlaczego do mojej działalności trenerskiej w dziedzinie tańca towarzyskiego dołączyłem aktywność scenarzysty i reżysera.
Zawsze fascynowały mnie musicale i widowiska taneczno-muzyczne. Czułem, że studia filmowe pomogą mi lepiej odczytać wizualne i emocjonalne aspekty tańca. Ale źródeł tych upodobań chyba trzeba szukać dużo wcześniej.
Posłuchajcie krótkiej historii, która mogłaby pewnie być zalążkiem całkiem niezłego scenariusza filmowego. Otóż w trzydziestym dniu życia dość niespodziewanie opuściłem Kraków i znalazłem się u dziadków w Gorlicach, małym, skromnym i, jak się później okazało, bardzo przyjaznym miasteczku. Może zabrzmi to osobliwie, ale gdy z pulchnego niemowlaka zamieniłem się we wszędobylskiego urwisa, odkryłem, że mieszkam… w kinie. Jak się to stało? W przedpokoju mieszkania moich dziadków stała stara pusta szafa, z której po południu dochodziły dziwne dźwięki, budząc we mnie lęk zmieszany z ciekawością. W końcu ciekawość badacza zwyciężyła i spróbowałem odsunąć szafę. Udało się! Za meblem ujrzałem zakurzone, pokryte pajęczyną drzwi. Cóż to była za gratka dla małego odkrywcy! Wspiąłem się na palce, by dosięgnąć klamki. Zazgrzytały dawno nieoliwione zawiasy i po chwili stanąłem naprzeciwko tajemniczej świecącej ściany, po której poruszały się śmieszne, mówiące do siebie ludziki. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem film na dużym ekranie. I nie był to ostatni raz, gdy w tajemnicy przed dziadkami oglądałem tam film…
Musicie wiedzieć, że moi dziadkowie byli pracownikami miejscowego kina, a ich mieszkanie bezpośrednio przylegało do sali projekcyjnej. Dosłownie żyli kinem i w kinie. Nie pamiętam już, kiedy babcia zaczęła opowiadać mi treść filmów, które oglądnęła jeszcze przed II wojną światową. Moja wyobraźnia, karmiona filmowymi historiami, z każdym dniem się rozwijała, a wymyślane przeze mnie fabuły coraz częściej zaskakiwały słuchaczy. I tak to się zaczęło.